Kaplica Zjawienia w Lesnej Podlaskiej
na Podlasiu k. Bialej Podlaskiej
Swiadectwa Uzdrowień
List do Klasztoru Paulinów w Leśnej Podlaskiej z dnia 3 marca 2014 roku S. Janiny Bosko RM
Podziękowanie
Matce Bożej Leśniańskiej Królowej Podlasia w duchu głebokiej wdzięczności za łaskę uzdrowienia z choroby serca mojego brata Mariusza i za szczęśliwą operację Basi jak również za darowany każdy, kolejny dzień mego życia (podlegam Stacji Dializ) ofiaruje swoją pracę "Dziedzictwo Historyczno-Artystyczne Archidiecezji Warmińskiej" do Archiwum Najczcigodniejszych OO Paulinów w Leśnej Podlaskiej.
Łączę Matece Najświętszej Leśniańskiej słowa głebokiej wdzięczności za opiekę nad moim Ukochanym Rodzeństwem w Radzyniu Podlaskim i blagam o dalsze wstawiennictwo Maryi Matki Pieknej Miłości dla Nich u Miłosiernego Boga.
S. Janina Bosko R
Olsztyn, dnia 3 marca 2014 roku
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Świadectwo przysłane: 5 listopada 2014 roku. Dziękujemy!!!
Mam na imię Mieczysław, a mój pesel rozpoczyna się od 47. Pragnę podziękować Bogu i Matce Najświętszej za cud, który dokonał się na pielgrzymce. S. Halina zachęca nas, żebyśmy poświęcili chwile naszego wolnego czasu na refleksję i modlitwę, a miejscem tych duchowych przeżyć miały być wspólne wyjazdy – nasze pielgrzymie szlaki. Jeździmy z żoną już któryś raz, ze Stowarzyszeniem Krwi Chrystusa z Lubina. Nasza ostatnia pielgrzymka, którą zaproponowała siostra, „aż do Wilna”, miała na szlaku bardzo dużo miejsc świętych. Pojechaliśmy z wiarą. Byłem chory. Diagnoza lekarza brzmiała: dwa zapalne ogniska w pierwszej i drugiej tarczycy. Co trzy miesiące badania i huśtawka: albo wynik za niski, albo za wysoki. Ostatnia wizyta u endokrynologa wyznaczona była na 10.09. Kto mądry już wie, z jakim nastawieniem idzie się na taką wizytę. Ja w perspektywie niedalekiej miałem spotkać się z Panem. A tu niespodzianka. Wyniki były zbyt dobre, jak na diagnozę krótkoterminowego życia na tym świecie, dlatego doktor zrobił mi USG gratis, bo sam był w szoku. Wyniki idealne, wszystko ustąpiło! Prosił, żebym powiedział, co robiłem, czym się sam leczyłem, bo chciałby pomóc innym pacjentom tą metodą, którą stosowałem. Co miałem powiedzieć? Jeżdżę na pielgrzymki z s. Haliną? Tak! Ten cud uzdrowienia zawdzięczam Łasce Bożej i wstawiennictwu Najświętszej Maryi Panny w tylu Sanktuariach/a po drodze był i Leśniów, i Leśna Podlaska i Bachledówka/. Obydwoje z żoną po prostu fruwamy! Za 9 miesięcy doktor zrobi badania. Nie dowierza. Jeżeli okaże się, że zostałem uzdrowiony na stałe, wówczas mój przypadek będzie w sensie medycznym CUDEM. Chwała Panu! Błogosławiona Krew Jezusowa!
__________________________________________________________________________________
O chorobie dziecka dowiedzieliśmy się nagle, gdy córka miała 8 lat. Diagnoza była szokująca - nieuleczalna choroba serca, często kończąca się przeszczepem serca, o ile stan pacjenta na to pozwala. Dla nas -jako rodziców - był to szok nie do opisania. Wprawdzie od samego poczęcia były problemy: najpierw w z utrzymaniem ciąży, a potem z porodem, dziecko ciągle chorowało, ale taka diagnoza... Trudno było uwierzyć nam, że w tak ciężkim stanie jest nasze dziecko.
Choroba rozwinęła się nagle, w ciągu 3 dni: serce pracowało nierytmicznie, dziecko było apatyczne, blade, bez sił. Na wskutek rozrostu serca zastawki nie działały prawidłowo, a siła skurczu serca była słaba. Tętno sięgało 200. Kiedy „atakowały" ją bezdechy trzeba było podawać tlen. Po przewiezieniu córki do Kliniki Dziecięcej stwierdzono, że nerki nie pracują prawidłowo, a wątroba jest bardzo powiększona. Dziecko przestało jeść i nie chciało pić. Rozpoczęła się walka o jej życie.. Robiliśmy to wszelkimi, możliwymi sposobami.
Po 2 miesiącach leżenia i długotrwałej rehabilitacji dziecko dostało przepustkę do domu. Radość była ogromna. Była nadzieja, że biorąc leki, będzie mogła żyć.
Jakież było nasze rozczarowanie, gdy po tygodniu, na wizycie kontrolnej, stwierdzono, że serduszko nadal powiększa się, a leki przestały skutkować. Innej możliwości farmakologicznego leczenia już nie było. Dziecko zostało przewiezione do Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Tam po szczegółowych badaniach i biopsji serca, ponad 10 lekarzy stwierdziło, że dziecko należy wpisać na listę oczekujących na dawcę serca.
Minęły 3 miesiące pobytu w szpitalu. 02. listopada 2004r. przyszedł czas na zapoznanie nas z procedurą dotyczącą przeszczepu serca. Wstępnie podpisaliśmy zgodę na szukanie dawcy. Z całego serca prosiliśmy Boga o pomoc i siłę jeśli Jego wola będzie inna, wierząc jednak, „że dla Boga nie ma nic niemożliwego". Zawierzyliśmy też wszystko Matce Boskiej Leśniańskiej. W tym czasie odprawiono w intencji naszej córki wiele Mszy Św. Modliło się wielu ludzi i dzieci. Za tę postawę będziemy im do końca życia wdzięczni.
03. listopada 2004r przyjechał do Centrum Zdrowia Dziecka lekarz - Polak -kardiochirurg —prof. Franciszek Walczak, który, jak nam powiedziano, przy okazji pobytu w szpitalu przejrzał pokaźną dokumentację naszego dziecka. Wypatrzył, jakiś" szczegół, co dało cień nadziei. Na*nowo dziecko przeszło wiele badań. Operację wyznaczono na 08 listopada 2004r. Pozostało czekać i modlić się.
06 listopada, po uprzedniej spowiedzi, nasza córeczka przyjęła I Komunię Św. Parokrotnie też przyjmowała Sakrament namaszczenia chorych.
Jej stan był bardzo ciężki, a operacja bardzo ryzykowna (jeszcze rok wcześniej takie operacje były możliwe tylko za granicą i były niezmiernie kosztowne). W nocy miałam sen, w którym śniła mi się dawno zmarła babcia. Czułam jej wsparcie i modlitwę. To jest dowód na to, że zmarli modlą się za nas.
Operacja udała się. Nasze dziecko żyje, nabiera sił i choć codziennie musi przyjmować leki, to mamy nadzieję, że jej stan będzie się poprawiał.
Kończąc to świadectwo, pragnę zaprosić wszystkich do modlitwy za swoich bliskich, ludzi chorych i cierpiących, by umieli „przekroczyć próg nadziei" - by stając w obliczu Tego, który jako bezinteresowny Dawca czeka na daninę naszej wiary - umieli spełniać Jego wolę.
Niech wszystkim naszym Dobroczyńcom Pan Bóg błogosławi.
Wdzięczni rodzice.
W 1943 roku leżałem w Warszawie w szpitalu 6 tygodni. Szpital Polskiego Czerwonego Krzyża znajdował się blisko miejsca bombardowania. 13 maja niemieckie samoloty bombardowały getto. W czasie tego nalotu mniej chorzy schodzili do piwnic. Ja po operacji nie dałam rady zejść do podziemi. Szczerze i gorąco modliłam się do naszej Matki Bożej Leśniańskiej, aby opiekowała się nami chorymi. Straszne to było przeżycie, gdy waliły bomby. Rano zaraz po bombardowaniu błagałam lekarzy aby wypisali mnie ze szpitala. Przecież ja mam w domu małe dziecko. Gorąco ze łzami błagałam lekarzy. Oni mówili mi „z otwartym portfelem”. Przecież rany pooperacyjne są zagojone. Wysłuchali moich próśb. Za dwa tygodnie kazali przyjechać na kontrolę. Nie pojechałam, bo wtedy trwały łapanki na przymusowe roboty do Niemiec. Dzięki pomocy Bożej wyzdrowiałam. Zawdzięczam wstawiennictwu Matki Bożej Leśniańskiej. Gorąco błagałam naszą Matkę Bożą. Całe życie modle się i dziękuje Matce Bożej. Za Jej przyczyną przeżyłam te tragiczne chwile i powróciłam do zdrowia.
W czasie drugiej wojny światowej w grudniu, w nocy, gestapowcy aresztowali mojego męża i jego brata ponieważ mieszkaliśmy wspólnie w jednym pomieszczeniu, gdyż Niemcy pospędzali mieszkańców Leśnej do ciasnych pomieszczeń. Sami pozajmowali budynki klasztorne. Rano gdy tylko otwarty był kościół, a mieszkałam blisko kościoła. Padłam na kolana przed Matką Bożą i gorąco modliłam się do Chrystusa słowami „Ojcze jeżeli to być może, niech odejdzie ta widzialna śmierć męża”. Ponieważ aresztowanie liczyło się ze śmiercią. Aresztowany był i przebywał w Białej Podlaskiej u Rabego. Na przesłuchaniach był strasznie torturowany. Powybijali mu przednie zęby. Ja modliłam się bardzo gorąco. Dzięki opatrzności Bożej, po dwóch tygodniach tortur był zwolniony. Brat został wywieziony do Lublina na zamek i tam zginął. Straszne to były czasy. Dzięki wstawiennictwu Matki Bożej Leśniańskiej prośby moje zostały wysłuchane. Modlę się do końca mojego życia dziękuję Matce Bożej za wysłuchane moje modlitwy o wstawiennictwo do Opatrzności Bożej.
Dziwny zbieg okoliczności, który przeżyłam osobiście. Miałam 35 lat. Musiałam załatwić bardzo poważną dla mnie sprawę, szkołę dla mojego syna. Pojechałam do Skrzyska. Tam mieszkała moja kuzynka. Do Skrzyska zajechałam w nocy. Żadnej taksówki nie było. Musiałam zajść piechotą do miejsca zamieszkania kuzynki. Nigdy u niej nie byłam. Wiedziałam, że przed w pół do szóstej jeszcze mogę spotkać się z nią, będzie jeszcze w domu. Na dworu siedziałam parę godzin. O trzeciej w nocy przyjechał pociąg. Pasażerowie podążali do swoich domów. Zapytałam grupkę osób czy może idą w stronę ulicy Komuny Paryskiej. Odpowiedzieli mi tak „szło ich dwóch mężczyzn i jedna kobieta”. Powiedziałam, że z nimi pójdę. Jeden mężczyzna był mocno podpity. Przeszliśmy już spory kawałek drogi.
Mężczyzna z kobietą skręcili w lewo i poszli. Ja zostałam sama z tym podpitym mężczyzną, był młody. Światła wtedy w mieście nie paliły się, ciemno było. Ja musiałam dojść do kuzynki. W duchu gorąco modliłam się. Błagałam Matkę Boża Leśniańską a żeby mnie prowadziła. Ten pan zaczął mnie prowadzić po jakichś dołach, wykopach Mówił mi że pójdziemy na skróty. Czułam strach okropny, gorąco modliłam się do Matki Bożej. W tych dołach mógł by mnie zamordować i wszystko co by chciał ze mną zrobić. Gorąco ale to bardzo gorąco modliłam się. Doprowadził mnie do tej ulicy Komuny Paryskiej. Powiedział „ale pani mnie się bała. Zapałkami przyświecał żeby zobaczyć numer domu. Mi ulżyło, chciałam zapłacić mu za zapałki. Wierzę że prowadziła mnie Matka Boża. Postanowiłam sobie, że do końca moich dni będę wielbić Boga i Matkę Najświętszą jak będę mogła i będę umiała.
Dwa dni przed Koronacją Matki Bożej Leśniańskiej raptownie poczułam najokropniejszy ból w okolicy brzucha. Zaraz wezwano pogotowie ratunkowe. Lekarz zbadał, zalecił przykładać gorące okłady. Od lekarza czuć było alkohol. Mąż i bliscy przykładali mi te okłady. W domu przenocowałam ale czułam się coraz gorzej. Na drugi dzień mąż z córką, która miała 10 lat musieli iść do pilnej pracy w pole. Przy mnie zostawili młodszą, która miała 6 lat. I gdy mąż z córką poszli w pole w domu panował spokój. Młodsza córka siedziała cichutko przy mnie. Za parę chwil poczułam że ja będę umierać. Zdążyłam jeszcze powiedzieć do Córeczki. ,,Idź powiedz tatusiowi że ja będę umierać. Ona pobiegła do męża. W tym czasie przyjechał do nas znajomy taksówkarz. Przedtem bardzo często do nas przyjeżdżał, Ostatnio nie był u nas 2 lata. Gdy przeszedł do mieszkania ja leżałam sama. Ze mną już się nie dogadał. Straciłam przytomność. Wybiegł na dwór i w tym czasie mąż przybiegł z pola. Opowiedziałam co ze mną jest. On natychmiast pojechał do ośrodka zdrowia ażeby wezwać pogotowie, telefonu wtem nie było. W ośrodku powiedzieli ze pogotowie pojechało po chore dziecko do Ludwinowa. Taksówkarz powiedział, ja dziecko wezmę do taksówki. Pogotowie zabrało mnie. Na sygnale wiozło mnie do szpitala. Szpitalu natychmiast przeprowadzili badania krwi, moczu itd. Orzekli natychmiastową operację. Mąż chciał mnie przewieść do Lublina, albo do Warszawy. Lekarze powiedzieli, Panie tu są minuty policzone. Na Sali operacyjnej byłam 4 godziny. Pęknięcie ciąży pozamacicznej. Po pewnym czasie powróciłam do zdrowia, Wierze ze to Matka Boża przysłała mi tego pana Zygmunta. On przywoził do Leśnej pielgrzymów na Koronację Matki Bożej Leśniańskiej. W Matce Bożej przekładam niezłamaną nadzieję. Zawsze w Jej ręce polecam swój los i swoich bliskich. Nigdy nie zapominam o modlitwie do Matki Bożej. Ostatnio dwa lata temu miałam ostre zapalenie płuc i wodę w płucach. Lekarze powiedzieli ze gdybym nie przyszła w ten dzień to nie trzeba by było lekarza tylko księdza. Gdy miałam 2 lata umarła moja mama. Przeżyłam bardzo wiele dla mnie ciężkich chwil. W swoim życiu zawsze zwracałam się o pomoc do Matki Bożej, Ona była moją matką. Matka Boża wyprowadzała mnie na prostą drogę. Przeżyłam już piękne lata w małżeństwie. Wychowałam normalne, zdrowe dzieci. Gorąco dziękuje Bogu i Matce Najświętszej za wszystko. Postanowiłam że póki będę żyć, będę pokładać ufność do Boga i Matki Najświętszej. Z całych swoich sił będę wielbić Boga i Najświętszą Królową Leśniańską, tak jak będę mogła i umiała.
Obecnie mam 60 lat. Jestem na emeryturze. Dochowałam się 4 dzieci i 4 wnucząt. Często odwiedzam Sanktuarium Maryjne w Leśnej Podlaskiej ponieważ pochodzę z tych stron. Wychowałam się i urodziłam niedaleko Leśnej - 5km. Pamiętam, gdy byłam małym dzieckiem jak i później, często odwiedzałam to Sanktuarium, a w nim naszą najukochańszą Matkę. To tak na wstępie. Chcę opisać pewne doświadczenie jakie doznałam z udziałem M. B. Leśniańskiej. To było 13 lat temu. Jest rok 1993. Udaję się na bardzo upragnioną przeze mnie pielgrzymkę do Włoch do Rzymu. Po długiej podróży autobusem znalazłam się w Rzymie. Nie obyło się bez choroby, która mnie dopadła. W jednej z kwater w nocy z 29 czerwca na 30 czerwca 1993r. doznałam objawienia Matki Bożej Leśniańskiej . Ukazała się na ścianie pomieszczenia w formie takiego samego obrazu jak w świątyni. Naokoło miał otoczkę. To wyglądało jak świecący, pulsujący neon. Około 3 godzin pozostawał na ścianie i świecił. Potem znikł. Nie odbyło się bez pobytu w szpitalu. Leżałam w poliklinice przy Watykanie. Tam w tym szpitalu byłam 3 dni. Pielgrzymka mnie zostawiła samej sobie i odjechała. Musiałam wracać do Polski na własną rękę. Pomogła mi w tym polska zakonnica. Dzięki Opatrzności Bożej i naszej kochanej Matce szczęśliwie wróciłam do domu. Tą drogą, składając to świadectwo, chciałam serdecznie podziękować naszej kochanej Matuchnie Leśniańskiej za Jej pomoc, opiekę, którą mi wyświadczyła.
Zawsze wierna powiernica M. B. Leśniańskiej - Zofia